Dotarliśmy do Las Vegas. Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać tej światowej stolicy rozrywki, która przez lata budowało swą reputację głownie na wszechobecnym i legalnym hazardzie.
Mało jednak kto wie, że Las Vegas to doskonały punkt wypadowy do pobliskich Parków Narodowych oraz nad Zaporę Hoovera.
Do miasta wjeżdżaliśmy już po zapadnięciu zmroku. Praktycznie nie musieliśmy używać nawigacji GPS, gdyż wybudowane na środku pustyni w Nevadzie miasto widoczne było już z odległości 40 km. Olbrzymia świetlna łuna prowadziła nas wprost do Vegas – miasta grzechu.
Zdecydowaliśmy wspólnie, że nie będziemy tracić nawet minuty z życia nocnego w Vegas i zaraz po zjeździe z międzystanowej autostrady nr 15 udaliśmy się wprost do centrum miasta omijając skutecznie wszystkie miejsca noclegowe. Właściwie to nie mieliśmy najmniejszej ochoty spać tej nocy.
Dowiedzieliśmy, że o godzinie 21:00 w tzw. „Starym Centrum Vegas” na słynnej ulicy „Fremont” odbywa się codziennie show pod nazwą „Fremont Street Experience”.
Co to właściwie jest? Nad ulicą (a właściwie nad deptakiem) Fremont wybudowano potężną konstrukcje, która niczym gigantyczny dach przykrywa całą, mającą 460m długości ulicę. Nad dachem zamontowane zostały cyfrowe wyświetlacze, które połączone razem stworzyły jeden z największych na świecie telebimów. Tutaj wyświetlane są filmy oraz animacje, które w połączeniu z muzyką napływającą z potężnych głośników tworzą niepowtarzalny spektakl. Cały Fremont Street tętni życiem od zachodu słońca do pierwszych promieni wschodzącego słońca.
Zdecydowaliśmy odszukać miejsce noclegowe właśnie w tym zwariowanym miejscu. Dlaczego? Wyjaśnienie jest niezmiernie proste. Każdego dnia po wyjściu z hotelu znajdowaliśmy się na imprezie. Hotel „The D” stał się naszą sypialnią na całe trzy dni.
Las Vegas, dzień pierwszy.
Jak przystało na prawdziwych turystów, którzy zawitali do Las Vegas nasz dzień rozpoczęliśmy od wizyty w kasynie. Pierwsze wrażenie jakie na mnie wywarło (co prawda niewielkie kasyno) było niezapomniane. Przekroczyłem próg windy i od razu dobiegać zaczęły do moich uszu dźwięki wszechobecnych automatów do gier. Gdzie by nie spojrzeć, wszędzie ktoś gra i …ktoś wygrywa! Czy to jakiś trik mający przyciągnąć naiwnych turystów z Polski? Być może.
Mnie nie interesowały jednak kolorowe maszyny, do których można było wsypać całą górę żetonów za 5 centów i wygrać po kilku minutach ….dolara lub dwa. Ja szukałem prawdziwego wyzwania jakim jest klasyczna ruletka.
Wypatrzyłem sekcję przeznaczoną właśnie do gry w ruletkę i tak rozpoczęła się moja przygoda z hazardem w Las Vegas. Jak się to skończyło? Dzień minął nam niespodziewanie szybko i nagle zrobiła się godzina 6 rano! Wróciliśmy roześmiani i podekscytowani atrakcjami jakie zaoferowało nam przez te kilkanaście godzin miasto. Oczywiście, że przegraliśmy trochę kasy. Na szczęście każdy z nas miał odliczoną kwotę, którą w całości mógł przeznaczyć na grę w kasynie więc tragedii nie było. Bardziej czuliśmy potrzebę odegrania się w kilku kasynach, które mieliśmy już upatrzone.
Las Vegas, dzień drugi – czyli kasyna oraz wizyta na The Strip.
Niestety planowana wyprawa do pobliskiej „Doliny Ognia” nie doszła do skutku z powodu kiepskiej pogody. Jednak nie popsuło nam to zupełnie humorów, ponieważ niekorzystną aurę mogliśmy przeczekać w …kasynie! Dziś próbowałem się odegrać i spróbowałem szczęścia grając w Black Jack. Udało się, odrobiłem wczorajsze straty poniesione w walce z ruletką. Vegas kontra Łukasz 1:1.
Dziś wieczorem czeka nas jednak poważne wyzwanie. Udajemy się do serca Las Vegas, najbardziej nowoczesnej i najdroższej części miasta gdzie znajdują się największe na świecie kasyna i gdzie wreszcie będziemy się mogli wczuć w rolę bohaterów filmu „Kac w Vegas”.

Las Vegas Boulevard (zwany popularnie The Strip) to prawie 7 kilometrowy odcinek na którym zagęszczenie hoteli, kasyn, resortów, sklepów oraz wszelakiego rodzaju atrakcji jest chyba największe na świecie. To robi wrażenie – szczególnie w nocy. Miliony świateł, setki tysięcy ludzi na ulicach uśmiechniętych od ucha do ucha, sznury samochodów ciągnących się po horyzont i strzelające krótkimi salwami klaksonów. Nie sposób było przejść kilkunastu metrów aby się nie zatrzymać zauważając coś niezwykłego. Praktycznie przed każdym z kasyn odbywają się darmowe pokazy tzw „shows”.
Hotel/kasyno „Treasure Island” próbuje zauroczyć turystów (co udaje im się znakomicie) przedstawieniem „The Sirens of TI” odbywającym się codziennie przed hotelem. Na sztucznej zatoce pojawiają się dwa walczące ze sobą okręty pirackie, których załoga zostaje schwytana przez seksowne syreny zamieszkujące pobliską lagunę. Fantastyczne dzieło stuki, świetna zabawa zakończona pokazem fajerwerków.
The Venetian – to gigantyczna replika największych zabytków włoskiej Wenecji wybudowana kosztem prawie 1.5 miliarda dolarów. Muszę powiedzieć, że faktycznie robi niesamowite wrażenie. Czy wyobrażaliście sobie, że na środku pustyni w Nevadzie przepłynąć będziecie się mogli (prawie)autentyczną wenecką gondolą pośród (wyglądających jak prawdziwe weneckie) kanałów wodnych znajdujących się na ….drugim piętrze hotelu! Szok! Nic dziwnego, że The Venetian wyróżniony jest nagrodą pięciu diamentów AAA przyznawaną najbardziej luksusowym hotelom świata. Na koniec chciałem dodać, że powierzchnia kasyn jaką udostępnia grającym The Venetian wynosi, bagatela 11 tys. m².


Jednak w Las Vegas największe wrażenie wywarł na nas pokaz tańczących fontann przed hotelem Bellagio. Show do muzyki Andrea Bocelli – Time to Say Goodbye wywołał ciarki na plecach całej grupy wycieczkowej. Było rewelacyjnie.
Przeszliśmy zaledwie połowę trasy, a już nasze zegarki pokazywały parę minut po północy. Okazało się również, że do zwiedzania Las Vegas potrzebna jest naprawdę niezła kondycja. Ostatnio tak zmęczyłem się zdobywając Kanion Colorado. Przed nami jeszcze zwiedzanie „Caesars Palace” – hotelu w którym mieszkali bohaterowie „Kac w Vegas”, kasyna „Paris” przyciągającego sporych rozmiarów repliką wieży Eiffla oraz łuku triumfalnego. Tuż obok znajduje się najnowsze dziecko Las Vegas – City Center. Lśniące neonami i wyróżniające się futurystycznymi kształtami majestatycznych wież „Veer Tower.


Las Vegas, skok ze spadochronem.
Kolejny dzień w Las Vegas zapowiadał się bardzo stresująco a zarazem bardzo interesująco. Po nocnych „stresach” w kasynach miasta grzechu wpadł nam do głowy pomysł aby skoczyć ze spadochronem nad pustynią w Nevadzie.
Na początku myśleliśmy o pobiciu rekordu niejakiego Felixa Baumgartnera, ale ze względu na brak sponsora strategicznego (żadne z kasyn w Vegas nie było zainteresowane naszym projektem) zdecydowaliśmy się na skok z wysokości prawie 4 tys metrów. Zabawa nie była tania, ale swobodne spadanie przez 30 sek z prędkością 190 km/h to nie lada przeżycie. Można by powiedzieć – takie rzeczy tylko w Vegas.
Czas na podsumowanie prawie tygodniowego pobytu w Las Vegas.
Muszę przyznać szczerze, że Vegas jest najlepszym miastem jakie miałem okazję do tej pory odwiedzić w USA. Magiczne, rozrywkowe i nigdy nie zasypia. Tutaj przyjeżdżają ludzie z całego świata tylko w jednym celu, aby się dobrze bawić a problemy dnia codziennego zostawiają daleko w domu.
Być może Vegas nie jest idealnym miejscem do zamieszkania ze względu na naprawdę zabójcze temperatury i duże prawdopodobieństwo przegrania co miesięcznej wypłaty w kasynie) ale jest to zdecydowanie najlepsze miejsce aby oderwać się od szarej codzienności. Wyznaję zasadę, że nie chcę wracać dwa razy do tego samego miejsca, gdy jednak opuszczałem Vegas czułem, że muszę tam wrócić. To miasto na pustyni chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

Zobacz również:
Hotel/kasyno Treasure Island – przewodnik
ZAPORA HOOVERA – Idealna atrakcja tuż przy Las Vegas
LAS VEGAS – STOLICA HAZADRU
ZOBACZ VEGAS Z SAMOLOTU
© interameryka.com - przewodnik po USA
Myślę, że warto też wspomnieć o wieży w Vegas oraz kasynie Luxor
Chciałbym tylko dodać a właściwie „wytłuścić” że Vegas faktycznie jest świetnym miejscem wypadowym. My zrobiliśmy tak: 5 dni w L.V. tu wylądowaliśmy bezpośrednio w Polski. Aklimatyzacja, Vegas w dzień i w nocy w międzyczasie wypożyczenie samochodu i wypad do Doliny Śmierci. Następnie samochód (terenowy) i ruszyliśmy w objazd parków narodowych: Wielki Kanion, Zion, Arches i takie tam jeszcze inne po drodze :-)Każdego dnia nocleg w innym miejscu. Powrót do Vegas i w miedzyczasie znowu samochód i wyskok w okolice. Pamiętajcie!!!! Wszystkie rezerwacje róbcie przez net!!!! O wiele taniej!!!!! 🙂
i jeszcze podpowiedź… warto poszukać hotelu blisko Stripu. Jak autor zauważa ma on 7 km. Więc szkoda czasu i kilometrów na dotarcie do centrum.
Pamiętajcie też aby znaleźć coś na „Strip” w granicach wyznaczonych przez hotele Wynn/Encore oraz Luxor. To najfajniejsza część Las Vegas. Tak zwane „Nowe Las Vegas”….
jak tam przezyć, widze że temperatura w okoliczch 43 stopni. czy metoda jest wchodzenie gdzieś co chwilę aby sie ochłodzić?
Każde pomieszczenie ma klimatyzację więc można się dowoli schłodzić. Nikogo nie wyrzucą z hotelu, kasyna, sklepu, restauracji, kafejki. Zdaje się że w tym tygodniu w PL też były temperatury w okolicach 37 stopni. Wszystko jest do przeżycia. Gorsze od upałów jest bardzo wysokie promieniowanie UV. Polecam czapkę, okulary i krem z max filtrem.
obowiązkowo Fremont Str. XXII wiek.